7 listopada klasa 2F wraz z wychowawcą prof. Mateuszem Zemlą miała okazję zobaczyć film Mr. Jones w Kinie Pod Baranami.
Recenzja filmu uczniów klasy 2F powstała pod wpływem inspiracji dyskusją, jaka odbyła się pomiędzy nauczycielem a uczniami po seansie. Szczególnie istotna była rola Danieli Kaczmarczyk, która również zapisała kilka swoich spostrzeżeń na potrzeby niniejszego tekstu.
Dzieło Agnieszki Holland porusza niezwykle trudne tematy. Opowiada ono o rzeczywistych wydarzeniach, choć oczywiście przekłada je na język filmu i robi to w sposób mistrzowski! Potrafi angażować uwagę i serca widzów, co jest niezwykle trudne w przypadku dzieł, które muszą trzymać się z góry znanych faktów. Dzieje się tak dlatego, że ich autorzy muszą konkurować z twórcami kreującymi własne światy (lub nawet „uniwersa”), powstające wyłącznie w celu angażowania odbiorców, posługując się przy tym pięknymi (i często drogimi!) efektami wizualnymi. Widzowie tym samym coraz bardziej przyzwyczajają się, że w kinie otrzymuje się produkty będące przede wszystkim niezwykłymi widowiskami z tematyką luźno powiązaną ze znaną nam rzeczywistością. Oczywiście, powstają filmy ambitne, ale coraz trudniej im wywołać emocje u widzów. Aby to jednak osiągnąć autorom dzieł pokroju Mr. Jones (przy braku wielkiego budżetu i niemożności użycia wypróbowanych sztuczek filmowych, ściągających widzów do kin na superprodukcje) pozostaje jedynie pięknie opowiedzieć swoją historię, wykorzystując przy tym wszystkie dostępne środki do budowania nastroju poszczególnych scen. Dzięki temu nawet w świecie zdominowanym przez produkty popkultury można stworzyć film poruszający i inspirujący do przemyśleń. Analizując źródło niewątpliwego sukcesu artystycznego dzieła Mr. Jones, podkreślić należy istotną rolę muzyki autorstwa Antoniego Komasy-Łazarkiewicza, która była świetnie dobrana do ukazywanych na ekranie tematów, w sposób mistrzowski podkreślając w odpowiednich miejscach wagę wydarzeń. Kompozytor doskonale rozumiał, z jakim tematem musiał się zmierzyć, co zapewne związane było z dobrą współpracą pomiędzy nim a reżyserką. Na uwagę zasługują również wspaniałe zdjęcia, za które odpowiadał Tomasz Naumiuk. Ciemna tonacja (wręcz „zabawa szarościami”) podkreślająca mroczny charakter opowieści; praca kamery, dzięki której narracja często toczyła się w pierwszej osobie dzięki np. dostosowywaniu jej prędkości do dynamiki niektórych scen (np. kiedy Jones biegł po schodach kamera jakby „biegła” razem z nim) dodawały filmowi artystycznego piękna, ale i oddawały grozę sytuacji. Ruch kamery mógł nawet u niektórych widzów powodować zaburzenia błędnika, co pozwalało dzielić odczucia głównego bohatera.
Teraz kilka słów o samej opowieści. Ilustruje ona dzieje brytyjskiego dziennikarza Garetha Jonesa, który stał się świadkiem tragedii, jaka dotknęła naród ukraiński podczas klęski sztucznie wywołanego głodu przez stalinowski reżim w latach 1932-33.
Bohater, po powrocie do kraju uczynił wszystko, aby prawdę o zbrodni poznali przedstawiciele społeczeństwa zachodniego, co też w niedługim czasie spowodowało, że został zamordowany z inspiracji władz sowieckich. Jego podróż po opustoszałych wsiach ukraińskich porównać można do podróży Dantego po piekle, choć w tym wypadku zabrakło Wergiliusza, który wskazałby drogę i zapewnił bezpieczeństwo, zaś ludzie skazani na męki byli całkowicie niewinni. Jedyną ich przewiną był fakt, że główny „diabeł”, czyli Stalin uznał, że stanowią zagrożenie dla jego władzy (mówiąc oczywiście w dużym uproszczeniu). Droga bohatera jest niezwykła, ponieważ jednym z powodów, dla których został wpuszczony do ZSRR, był fakt, że udało mu się przeprowadzić wywiad z Hitlerem, który nie zdążył jeszcze zdobyć pełnej kontroli nad Niemcami i wprowadzić w życie swoich zbrodniczych planów. Stanowił więc w filmie symbol „diabła”, który jeszcze nie utworzył swego piekła. Gareth Jones zachłyśnięty swoim sukcesem, miał nadzieję, że uda mu się przeprowadzić wywiad ze Stalinem i wypytać go o kwestie gospodarki ZSRR, która w oczach opinii publicznej odnosić miała znaczne sukcesy. Sowiecki władca miał jednak ugruntowaną pozycję i z jego punktu widzenia absurdalna byłaby rozmowa z młodym dziennikarzem, który mógłby przedstawić go w niekorzystnym świetle. Stalin widoczny był jedynie w formie ogromnego bilbordu górującego nad swoim zbrodniczym dziełem. Tym razem więc Gareth nie spotkał więc „diabła” we własnej osobie, nie miał okazji do zadawania mu pytań, jednakże, dzięki swojej determinacji zobaczył piekło, jakie zorganizował on swoim obywatelom. Ukazany w filmie hades miał kilka kręgów, w które bohater schodził powoli, oglądając, przeżywając, uczestnicząc w coraz gorszych, coraz bardziej przerażających scenach. Pierwszy krąg stalinowskiego piekła znajdował się w Moskwie. Tam też, w złotej klatce, przebywali korespondenci z krajów zachodnich, całkowicie ulegli wobec życzeń Stalina. Na filmie widzimy, że ich podporządkowanie nagradzane jest nieograniczonym dostępem do uciech cielesnych, używek, hazardu. Gareth nie uległ jednak pokusom „diabła”. Zachował swoją niewinność, nie wyparł się ideałów, nie zaciągnął długu wdzięczności wobec ciemnych sił, dlatego też znalazł siłę, aby wejść do kolejnych kręgów piekła i był w stanie z niego powrócić. Artykuły Garetha zmieniły postrzeganie ZSRR przez wielu ludzi, którzy wcześniej chcieli wierzyć, że stalinowskie imperium wskazuje ludzkości drogę do lepszego jutra. Stały się również źródłem inspiracji dla samego G. Orwella.
Chociaż walka o sprawiedliwość zakończyła się w efekcie przedwczesną śmiercią naszego bohatera, to jednak niewielu jest ludzi, którzy odchodząc mogliby mieć świadomość, że wpłynęli pozytywnie na bieg historii.
Uczniowie 2F wraz z wychowawcą
Najnowsze komentarze