20 kwietnia 20 uczniów i 2 nauczycieli naszej szkoły wyruszyło z krakowskiego lotniska do Malagi, rozpoczynając tym samym wyjazd edukacyjny mający na celu pogłębienie znajomości języka hiszpańskiego, a także, dzięki gościnności hiszpańskich rodzin, poznanie tamtejszych zwyczajów i kultury.

Malaga przywitała nas słońcem i wysoką temperaturą (28 stopni Celsjusza 🙂 Już pierwszego dnia, zaraz po zakwaterowaniu się u naszych gospodarzy i wymianie pierwszych uprzejmości, pobiegliśmy na plażę, urzeczeni klimatem i widokiem morza. Po kontemplacji krajobrazu i wystarczającej ilości „ochów i achów”  postanowiliśmy dołączyć do lokalnych amatorów koszykówki i wspólnie  rozegraliśmy mecz. Jaki był wynik? Nie pamiętamy … chyba …

Drugi dzień pobytu także rozpoczęliśmy na sportowo, mając jednakże do wyboru boisko do piłki nożnej lub to do siatkówki (nie wiedzieć czemu siatkę wybrały dziewczyny a futbol chłopcy…)

Potem już nie mogliśmy się powstrzymać i bacznie obserwowani przez naszego hiszpańskiego nauczyciela wskoczyliśmy do wody, choć musimy przyznać, że jej temperatura skłoniła niektórych do szybkiego powrotu na plażę … Fran, jeden z naszych nauczycieli, stwierdził, że mieszkańcy Malagi do wody wskakują dopiero w czerwcu …

Po obiedzie mieliśmy pierwsze zajęcia z lektorem. Adrian, rodowity Andaluzyjczyk, badał uważnie nasze kompetencje językowe. Po lekcjach udaliśmy się na zwiedzanie centrum miasta, które zachwyciło nas swoją oryginalną architekturą, roślinnością, wąskimi uliczkami i lokalnymi przysmakami.

Kolejny dzień rozpoczęliśmy do zwiedzania gospodarstwa, w którym rosną cytrusy. Czy wiecie, że  grejpfrut może być słodki? My już tak 🙂 Mogliśmy nie tylko popróbować owoców, ale też poznać ich odmiany, warunki w jakich rosną oraz popróbować świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy. Naszą uwagę zaprzątały też aloesy, które poza pięknym wyglądem miały też ogromną ilość wartości w tym kojące, po opalaniu.

 Po południu udaliśmy się na długi spacer po plaży i wreszcie mogliśmy skosztować lokalnego specjału, czyli „espetos”, grilowanych sardynek, które ponoć najlepiej smakują w miesiącach z literą „r” (świetnie trafiliśmy, jako, że kwiecień to po hiszpańsku „abril”).

W niedzielę po śniadaniu pojechaliśmy autobusem do centrum Malagi, by móc zwiedzić Muzeum Picassa. Zdania na temat twórczości jednego z najbardziej znanych i docenianych malarzy (a przecież był też rzeźbiarzem, poetą, grafikiem i ceramikiem) okazały się podzielone: od szczerych zachwytów nad różnorodnością i oryginalnością wystawionych dzieł aż do komentarzy typu : ” Ale przecież ja też tak umiem” 🙂

W następnym tygodniu, po zajęciach z lektorami i po obiedzie przyrządzonym dla nas przez naszych gospodarzy realizowaliśmy przeróżne aktywności.

W poniedziałek wzięliśmy udział w grze miejskiej, której celem było zdobycie odpowiedzi na różnego rodzaju pytania wymyślone dla nas przez naszych nauczycieli, znalezienie określonych miejsc bądź przedmiotów i sfotografowanie ich jako dowód sukcesu. Dostęp do internetu był zabroniony, ale zalecany dialog z tubylcami 🙂 Zwycięzcy obdarowani zostali słodyczami 🙂

Wtorkowe popołudnie upłynęło nam na zwiedzaniu Alcazaby, mauretańskiej fortecy zbudowanej w miejscu rzymskich fortyfikacji. Jest to najlepiej zachowana twierdza Maurów w Hiszpanii, która kryje w swoich wnętrzach liczne dziedzińce, patia i schody prowadzące na wieże, z których podziwiać można panoramę miasta (a nawet odnaleźć dom należący do słynnego aktora Antonio Banderasa).

Widok portu ze szczytu wzgórza, na którym znajduje się twierdza skłonił nas do obejrzenia go z bliższej perspektywy, dlatego po opuszczeniu Alcazaby udaliśmy się podziwiać port, i jak się później okazało, także  jachty i statki tam cumujące.

Ostatniego popołudnia mieliśmy okazję pomóc Manuelowi w przygotowaniu olbrzymiej paelli, tak by mogła zaspokoić apetyty kilkudziesięciu zgromadzonych w szkole osób. Jako, że Manuel krzyczał: „Quien no trabaja, no come” (a znaczy to: „Kto nie pracuje, ten nie je”), na brak rąk do pomocy nie mógł narzekać.

Paella mixta, przygotowana, bądź co bądź, przez nas wszystkich (choć nie wszyscy wykazywali równą ochotę do działania i równy poziom talentu kulinarnego) okazała się wyśmienita (choć, tak, przyznajemy, nie było wersji wegetariańskiej i dlatego niektórzy powstrzymali się od jej skosztowania…)

Z pełnymi brzuchami udaliśmy się ostatni raz na plażę, by pożegnać się z morzem oraz rozegrać ostatni mecz z lokalnymi miłośnikami sportu na świeżym powietrzu.

W czwartek 27 kwietnia wróciliśmy do domu a kochany Kraków przywitał nas pochmurną pogodą i temperaturą o 10 stopni niższą od tej w Maladze…

To nic …  Póki co rozgrzewają nas wspomnienia ….A w przyszłym roku szkolnym czeka nas przecież  kolejna hiszpańska przygoda ….

prof. Aneta Pociejowska-Szlachta

Skip to content